poniedziałek, 1 marca 2010

"PAN TOTI", "PAN TOTI I ULFOLUDKI" Sorn Gara

Autorska książeczka pani Joanny Sorn Gara, to dla mnie osobiście - współczesna -  choć bardzo złagodzona forma Bromby i spółki. Malutki ludek o dziwnym wyglądzie i bohater niezwykłych przygód zadomowił się u nas na dobre. Toti lubi poziomki, jak moja Ola i lubi książki, jak mój Adam. Nie mogło więc być inaczej. Stał się ich przyjacielem i rozweselaczem na wieczorne (rytualne już) wspólne czytanie i oglądanie w łóżku. W obu opowieściach, oprócz śmiesznych historyjek, dzieci znalazły też miejsce na pisanie i kolorowanie, co nie zdarza się często. Nie  pozwalam im bowiem na kreślenie po kartkach. Z tymi lekturkami jest inaczej. Sama autorka daje możliwość współtworzenia z nią. Jest więc labirynt do przejścia, zadanie narysowania siebie samego, znalezienia drogi Pana Totiego do skarbu oraz niejedno ćwiczenie ręki w kolorowaniu czarno-białych ilustracji. Muszę przyznać, że to była niesamowita frajda dla moich maluchów. Każda książeczka posiada rozbudowaną fabułę, osobną przygodę Totiego, pozwalającą przeżywać czytelnikowi zarówno radość jak i smutek. Występują tu bowiem obok dobrych, też złe i niemiłe postaci. Jest nieczuły na krzywdę kotów treser cyrku czy złośliwi bliźniacy.

To wprowadza emocje innego rodzaju, nakłania do oceniania i posumowań oraz próby przewidywania finału.  Prosty język i duże litery zachęcają moją sześciolatkę do samodzielnego czytania, a niebanalne obrazy przyciągaja wzrok ciekawskiego dwulatka. Sam początek historyjek rozbudza fantazję, bo nigdy nie wiadomo co akurat dziś wykopie Pan Toti w swojej kopalni. Moim dzieciom szczególnie przypadła do gustu Czarodziejka Torba, z której mały człowieczek wyciągał to, co było w danej chwili potrzebne. "Ale byłoby fajnie jeść lody i słodycze, kiedy tylko się o nich pomyśli" - tak sobie głośno marzył mój starszy łakomczuch.
Ale wszystko ma swój koniec. I historyjka o smutnym Smoku, który nie mógł latać, i zły los kotów-ufoludków. Bo wszystko zawsze kończy się dobrze, ale to musi także zależeć od nas samych. I tego chcę nauczyć moje pociechy. By się nie poddawały, by ciągle próbowały swych sił, by pomagały sobie nawzajem. A wtedy wszystko jest możliwe -  realizacja marzeń czy wyznaczony cel. Nie potrzeba do tego żadnych czarów, tylko czułego serca i mądrej głowy.

" - Te ufoludki miały zamki błyskawiczne na brzuszkach.
  - Myślisz, że to skafandry kosmiczne? - zapytał Pozytyw.
  - Nie, raczej nie. Myślę, że to były zielone kostiumy.
  - Czyli, że ufoludki miały na sobie kostiumy ufoludków? Wybacz, ale wydaje się to bez sensu.
  - No właśnie. To chyba nie są ufoludki!"



3 komentarze:

  1. Też mamy w domu książeczki o Totim, ale dzieci jakoś nie pokochały szczególnie...
    Pozdrowienia z dużym dodatkiem słońca:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej!
    Moje go polubiły chyba dzięki temu, że mogą tam rysować i same tworzyć. One uwielbiają razem rysować choć różnica jest dość duża, bo 4 lata. Młodszy podbiera Starszej jej mazaki i pióra żelowe, co wywołuje często kłótnie. ALe kiedy im czytam i daję konkretne zadanie to tworzą zgrany team:-))))
    pozdrówka
    iwona

    OdpowiedzUsuń
  3. ja mam różnice dwa lata i młody też podbiera starszej. Zwłaszcza mazaki:)

    OdpowiedzUsuń