wtorek, 20 stycznia 2015

"ZAKLĘCIE NA "W" Michał Rusinek

Jak opowiedzieć dzieciom o wojnie bez zbytniego infantylizmu, czy przerażenia? Czy da się im przedstawić coś, o czym, tak naprawdę, przestaje się już mówić, bo z jednej strony zapomina się o tych czasach, a z drugiej nie jest to dla nich ciekawe? Pokolenie wojenne nie ma już silnego głosu w dzisiejszym chaosie niepotrzebnych informacji medialnych  i nadmiernej ilości zbyt rozbudowanych interpretacyjnie komentarzy do codziennych faktów. Do tego dzieci zasypywane są  grami komputerowymi, kolorową, "ogłupiającą" prasą. Pozwalamy im na nieograniczoną wręcz swobodą w dostępie do nowych technologii, z czym nie bardzo sobie czasem radzą i wpadają w sidła nałogu. Gdzie w tym wszystkim jest miejsce na historię i wspomnienia? Gdzie refleksja i uwrażliwianie młodych na krzywdę drugiego człowieka? W szkole mało lekcji historii, w domu brak czasu na rozmowę i zastanowienie się nad dawnymi losami Polski.
Seria - "Muzeum Powstania Warszawskiego" to ważny i potrzebny krok. Lektury bowiem budują wojenną atmosferę  obawy o każdy dzień. Czynią to jednak na poziomie dziecka, bo narrator ma kilka czy -naście lat, i świat przez niego opisywany każdy uczeń szkoły podstawowej czy gimnazjum z chęcią pozna. Z punktu widzenia Włodka czas, w którym przyszło mu żyć został zaklęty, bo nic co było do tej pory znane nie było już takie samo po 1 września. W jeden dzień wszystko się zmieniło. Straciło koloryt, smak i uśmiech. Na to miejsce przyszli Czarni Panowie, strach i szybka dorosłość. Lektura nie stroni od opisu śmierci czy cierpienia. Ale czyni to tak  nienachalnie i delikatnie, że czyta się ją jednym tchem. Bez traumy, ale ze świadomością okrutności wojny. Pomimo trudnego i poważnego  tematu książki, wyraźnie odczuwa się tlącą nadzieję. Podobnie jak dziecięcy rowerek bohatera pozostał czerwony, niezmienny, tak w każdym świadku wojny tkwiło utajone człowieczeństwo zmuszające pomagać, walczyć czy ratować innych. To pozwoliło przetrwać te straszne czasy i opowiedzieć nam takie historie, jak ta. Szczerze polecam!



"To słowo na "w" było chyba zaklęciem wymyślonym przez jakiegoś bardzo złego czarnoksiężnika. I miało okropną moc: kiedy się je wymawiało, patrząc na jakiś przedmiot - ten przedmiot przestawał być kolorowy! Drzewa, przy których wymawiano słowo "wojna", traciły jesienne kolory; z nieba, pod którym szeptano o wojnie, wyciekała cała niebieskość, a trawa, którą deptały żołnierskie buty, robiła się wyblakła jak koszula, którą ktoś wyprał zbyt wiele razy. Było to bardzo dziwne i wcale nie wesołe. Czuliśmy się jak na czarno-białej fotografii. Jasne, że takie fotografie super się ogląda, ale życie na nich wcale nie jest miłe. Spytacie, czemu czarno-białej, a nie białej? No bo wkrótce pojawili się u nas Czarni Panowie, ci, którzy wywołali te wojnę. A my - byliśmy biali."


"Pewnego wieczora przyszła moja kolej na prasowanie. Poszedłem do pokoju za kuchnią, gdzie było coś w rodzaju prasowalni, a w kącie stał piec. Wyjąłem duszę z żelazka, włożyłem do pieca i poczekałem, aż się rozgrzeje. Potem wziąłem szczypce i włożyłem duszę z powrotem do żelazka. Uff. Teraz zaczynał się najgorsze. Czekała na mnie gigantyczna góra koszul, podkoszulków i spodni. Oczywiście pozbawionych kolorów przez wojenne zaklęcie. Rozłożyłem na desce pierwszą koszulę i zamaszystym ruchem sięgnąłem po żelazko. 
Nagle poczułem, że zrobiło się ono dziwnie lekkie i usłyszałem głuche stuknięcie, jakby coś ciężkiego spadło na podłogę. Spojrzałem na dół i zobaczyłem żarzącą się duszę. Widocznie nie domknąłem drzwiczek w żelazku... Nie wiedziałem co robić! Patrzyłem na podłogę jak zahipnotyzowany. Gorąca dusza mrugała do mnie z podłogi, świecąc na czerwono. Po kilku sekundach buchnęły kłęby dymu. Chwyciłem pogrzebacz, ale nie mogłem podejść dostatecznie blisko, by chwycić nim duszę. Dym zaczął szczypać mnie w oczy. Pobiegłem do jadalni, gdzie nasi opiekunowie i starsi chłopcy akurat jedli kolację. Krzyczałem, kaszląc: "Ratunku! Pomocy!". Poderwali się z miejsc i zaczęli pytać, co się stało, a ja - zamiast wrzasnąć, że się pali - krzyczałem: "Dusza mi wyleciała! Dusza mi wyleciała!". Oni chyba myśleli, że chodzi o moją duszę, a nie duszę żelazka, bo zaczęli się śmiać."


Wydawnictwo Literatura


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz