Wakacje się skończyły, ale to nie powód by o nich zapomnieć, wręcz przeciwnie. Wspominamy, marzymy i wciąż trudno nam zabrać się za powracające po dwóch miesiącach obowiązki. Ale, że nic nie trwa wiecznie, to i czas lata musiał minąć. Na szczęście są takie książka, jak ta. Kiedy się ją czyta to jest duża szansa przyjemnie i bez większych turbulencji przejść z czasu wakacyjnego na czas szkolny.
Książki wakacyjne szczególnie nam się podobają. Wtedy bowiem możliwie jest prawie wszystko. Dwa miesiące wolności, swobody i podróży. Każdy przeżył na pewno jakieś przygody, mniejsze lub większe, ale były. Gdziekolwiek się jest, coś zawsze się dzieje. I tylko w ten wyjątkowy czas gotowi jesteśmy na spotkanie z nieznanym, na więcej luzu, na trochę szaleństwa.
A jeśli ktoś myśli, że w mieście nie ma co robić, że wakacje tam spędzane są nudne, to grubo się myli. Dookoła nas dzieją się różne rzeczy i wystarczy się tylko rozejrzeć, by napotkać nową przygodę. Ta książka tego dowodzi.
Tu wszystko zaczęło się od remontu drogi. Tak, tak, od okropnego hałasu koparek i młotów pneumatycznych, co nie dawało wypocząć mieszkańcom bloku. Kto by się spodziewał, że doprowadzi to do tylu niesamowitych wydarzeń.
Tu wszystko zaczęło się od remontu drogi. Tak, tak, od okropnego hałasu koparek i młotów pneumatycznych, co nie dawało wypocząć mieszkańcom bloku. Kto by się spodziewał, że doprowadzi to do tylu niesamowitych wydarzeń.
Bąbel, główny bohater, i jego rodzina przeżyją najbardziej niezwykłe wakacje życia. Do czego przyczyni się również świnka morska, kura i trabant. Dobry humor i świetna fabuła lektury wciągną czytelnika w ciąg zdarzeń, których zakończenia nikt się nie spodziewa.
Polecam, zwłaszcza na chłodne, smętne wieczory jesienne.
"Przyszedłeś po serek, chłopczyku? - spytała, nieco sepleniąc. - Ale nic z tego, krowa zdechła nam w siedemdziesiątym czwartym.
- Bardzo ... bardzo mi przykro - wybąkał zdetonowany Bąbel. - Biedna krowa. Ale ja nie po krowę... to znaczy nie po serek.
- Koperek?! - kobieta podniosła rękę do ucha. - Koperku też nie ma, robactwo zjadło. Mam tylko pietruszkę, ale i ona jakaś felerna...
- Nie chcę żadnej zieleniny! - powiedział bąbel nieco głośniej, ale w tym momencie przypomniał sobie włoszczyznę. - Może włoszczyzna, ale nie taka, która ma feler!
-Seler?! Nie mam selera!
- O Boże - rzekł Bąbel beznadziejnie, widząc, że prosty na pozór zakup kury zaczyna przeobrażać się w jakiś szalony targ warzywny. - Ma pani kurę?
- Córę?! - wrzasnęła kobiecina. - Moja córka już dawno na swoje poszła! Ma męża hydraulika, ale on do Francji pojechał, na obczyznę, tam pieniądze zarabia i przysyła jej co miesiąc!
- Ale ja nie przyszedłem do pani córki...! - jęknął Bąbel, czując, że sytuacja chyba wymknęła się spod kontroli.
- Ogórki?! Małe w tym roku, nie polecam, chyba, że do kiszenia, to dadzą radę...!
-Kura! - wrzasnął w końcu Bąbel, wymachując koszykiem. - Potrzebna mi jest kura! KURA!!!
- I czego tak krzyczy - obraziła się kobieta niespodziewanie. - Toć głucha nie jestem, słyszę dobrze. A w ogóle to się zastanów, czego ci trzeba. Najpierw pytasz o serek, potem o koperek, seler, ogórki... Trzeba było od razu mówić, że potrzebujesz kury. Mam jedną. Utrapienie z tą kurą, że hej...! No mówię ci, skaranie boskie. Kurę chcesz kupić?
-Kurę.A czy ona jest ekologiczna?
Kobiecina podrapała się pogłowie.
- No ja tak myślę, że zoologiczna, bo to ptactwo przecież. A na co ci ona?
- Na rosół."
Wydawnictwo BIS
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz