piątek, 16 października 2015

"POCIĄGI JADĄ DO TATY" Edith Nesbit



Autorka przenosi nas w czasie i przestrzeni do początku XX wieku w Anglii. Jakże to był odmienny od dzisiejszego świat. Choćby dlatego warto sięgnąć po lekturę. Nie było wtedy komputerów, tabletów, komórek, internetu, a jednak dzieci naprawdę się nie nudziły. Poznawały siebie i otoczenie na sposób jak najbardziej przyjazny najmłodszym. Oczy, uszy, smak, węch, dotyk  -wszystkie zmysły doświadczały życia. Tak powinno być. Dziś jednak dzieci ograniczane są tylko do biernego odbioru, co uniemożliwia prawdziwe przeżycia i równomierny rozwój. Nasi bohaterowie to trójka rodzeństwa - Roberta, Peter i Phylis, którzy od narodzin mieli szczęście doznawać samych dobrodziejstw bogatego życia, ale z dnia na dzień stają się wraz z matką rodziną ubogą. Głowa rodziny zostaje bowiem niesłusznie oskarżona i skazana na wiezienie. Można sobie tylko wyobrazić jak ciężko było jego najbliższym pogodzić się z nową sytuacją. Ale ciepła i mądra mama nie poddała się, zapewniła dzieciom bezpieczny kąt otaczając je miłością. Dzięki temu cała trójka nie odczuła tak bardzo braku ojca, pieniędzy czy nawet jedzenia. Dziecięca wyobraźnia pozwoliła przeżyć niewiarygodne przygody. Zaś dobre wychowanie i przyjazne spojrzenia na świat przysporzyły im wielu nowych przyjaciół. Można również powiedzieć, że to dzięki uporowi najstarszej Robby mogli znów zobaczyć tatę. Wszystkie zaś wykazały się wielką roztropnością i odwagą ratując z opresji Rosjanina, wyciągając z pożaru niemowlę czy ostrzegając pasażerów przez wypadkiem. Praca mamy pozbawiła ich zabawy z nią, tak więc jedyną rozrywką stała się pobliska kolej. Dzięki codziennym wizytom na dworcu poznali wszystkie tajniki pracy kolejarzy, tragarza, dróżników, kasjera. Pociągi stały się łącznikiem z ukochanym Londynem i nadzieją na ponowne spotkanie z ojcem. Opisana historia to nie sama sielanka, rodzina przeżywa też przygody niewesołe, dramatyczne wręcz, ale z każdej opresji dzieci wychodziły cało. To uczy i przekonuje, że wszystko można przetrwać i wiele wynieść dobrego nawet z niemiłych doświadczeń. Bohaterowie bardzo dojrzeli i zrozumieli czym jest egzystencja na wsi, w którym praca i wzajemny szacunek są niezbędnym elementem prawdziwego życia. Bardzo ciepła i bogata w emocje książka. Polecam na poprawę jesiennego nastroju.


Piękne biało-czarne ilustracje Kingi Paździurkiewicz świetnie komponują się z wyraźnie realistyczną atmosferą książki. Idealnie dopełniają angielską aurę ówczesnych czasów. Utwory Edith Nesbit nacechowane są również pierwiastkami fantastycznymi, które potęgują barwny przekaz. Nie dominują, a jedynie świadczą o bujnej wyobraźni dzieci, ich wrażliwości. Sama autorka była bardzo barwną postacią, co oczywiście wpłynęło na ciekawą twórczość, która wiernie odzwierciedla obraz Londynu sprzed wieku.


"Pobiegli wzdłuż peronu. Kiedy dotarli do zbiegowiska, nie mogli rzecz jasna zobaczyć nic więcej ponad plecy i łokcie tych, którzy stali na skraju tłumu. Wszyscy mówili naraz. Było jasne, że coś się stało.
- Moim zdaniem to jakiś dzikus - stwierdził mężczyzna wyglądający na farmera. Gdy to mówił, Peter dostrzegł jego czerwoną, gładko ogoloną twarz.
- A ja myślę, że to jakiś zbiegły opryszek - odezwał się młody człowiek z czarną walizką.
- Nie, to już bardziej ktoś zbiegły z domu wariatów...
Wtedy dał się słyszeć głos Naczelnika Stacji, twardy i urzędowy:
- Proszę się rozejść, ja zajmę się tą sprawą, jeśli państwo pozwolą.
Ale nikt z gapiów nawet sienie poruszył. Wówczas usłyszeli głos, który przeraził ich do szpiku kości, ponieważ mówił w jakimś niezrozumiałym języku. Zupełnie obcym języku, i to takim, którego dzieci nigdy w życiu nie słyszały. Wiedziały przecież, jak brzmi francuski i niemiecki. Ciocia Emma znała niemiecki i śpiewała im czasem piosenkę o bedeuten i zeiten, i bin, i sin. Nie była to także łacina. Peter uczył się przecież łaciny przez cztery semestry. 
Jedyne, co odrobinę podniosło ich na duchu, to odkrycie, że najwyraźniej nikt z tłumu także nigdy nie słyszał takiej mowy.
- A cóż on niby mówi? - odezwał się farmer ponuro.
- Mam wrażenie, że to francuski - stwierdził Naczelnik, który był kiedyś na jednodniowej wycieczce w Paryżu.
- To na pewno nie francuski - krzyknął Peter.
- To niby co w takim razie? - odezwało się kilka głosów i tłum cofnął się nieco, aby zobaczyć, kto krzyknął.
W tym czasie Peter uparcie przepychał się do przodu, dzięki czemu, gdy wieniec gapiów powtórnie zwarł szeregi, Peter stał wśród ludzi w pierwszym rzędzie.
- Nie wiem, co to za język - powiedział Peter - ale to na pewno nie francuski.
Wtedy zobaczył wreszcie, wokół kogo utworzyło się to całe zbiegowisko. Stał tam mężczyzna - mężczyzna, który przemówił w tym dziwnym języku, co do tego Peter nie miał żadnych wątpliwości. Mężczyzna z długimi włosami i dzikimi oczami, w niechlujnym ubraniu dziwnego kroju, jakiego Peter nigdy jeszcze nie widział - mężczyzna, którego dłonie  i wargi trzęsły się i który odezwał się raz jeszcze, gdy jego oczy padły na Petera.
- Nie, to nie francuski - powtórzył Peter.
- No to spróbuj go zagadnąć po francusku, jeśliś taki w tym biegły - odezwał się farmer.
- Parle vous francais? - zaczął  Peter śmiało, a chwilę później cały tłum cofnął się, ponieważ mężczyzna z dzikimi oczami, który dotychczas opierał się plecami o ścianę, rzucił się naprzód, chwycił ręce Petera i zaczął mówić bardzo szybko słowa, które - chociaż niezrozumiałe dla Petera - miały dobrze znane, francuskie brzmienie.
- O, widzicie? - spytał Peter, obracając się, żeby rzucić triumfalne spojrzenie na zgromadzonych; jego ręce wciąż pozostawały w uścisku niechlujnego przybysza. - O, widzicie? Dopiero teraz mówi po francusku!
- A co mówi?
- Nie wiem - musiał przyznać Peter."



Wydawnictwo Skrzat

1 komentarz:

  1. bardzo fajna książka :) mogła by mi pani dać streszczenie?
    z góry dziękuję

    OdpowiedzUsuń