piątek, 6 lutego 2015

"OPOWIADANIA Z DRESZCZYKIEM" Polscy pisarze dzieciom




Prawdziwie straszna książka! Ale w tym dobrym znaczeniu:-) To zbiór kilkunastu opowieści polskich, znanych autorów. Prawdziwa gratka dla lubiących pisanie między innymi: Pawła Beręsewicza. Marcina Brykczyńskiego, Grażyny Bąkiewicz, Grzegorza Kasdepke, Joanny Olech, Renaty Piątkowskiej. Ich talent przenosi nas w świat duchów, zjawisk paranormalnych i niewytłumaczalnych rzeczy. A wszystko tak mocno okraszone dobrym humorem, że ten cały tytułowy dreszczyk pojawiający się podczas czytania opowiadań, zamienia się w końcu w śmiech. Wielu bohaterów i historii, trochę strachu, niepewności i cała masa radości. To wszystko znajdziemy w tej na pozór mrocznej lekturze. Ciemna oprawa, biało-czarne rysunki wprowadzają atmosferę tajemniczości i zaniepokojenia. Każda fabuła stopniuje emocje, rozwija akcję pełną niewyjaśnionych faktów, by z czasem przekonać czytelnika o wybujałej fantazji i nadmiernej interpretacji pewnych zdarzeń. To, co wydawało się groźne, koszmarne, tak naprawdę okazało się dowcipne, wręcz prześmiewcze. Nieprzewidywalne epilogi wzbudzają ciekawość poznania kolejnego opowiadania. Mamy okazję zwiedzić niesamowite miejsca jak: cmentarz, stare poddasze, czy mroczny las. Spotkamy i dobrych, i złych bohaterów: duchy bliźniaków, kolorową czarownicę, płaczącą wierzbę, wielką gąsienicę. Czy to co widzimy, słyszymy i czujemy zawsze jest prawdziwe i  możliwe? Czy to tylko żarty naszej wyobraźni, którą musimy nauczyć się ujarzmić? Próbowała to zrozumieć Basia, więc i nam nie pozostaje nic innego jak poznać i przeżyć przygody  z tej książki, by móc potem ocenić co jest iluzją, a co prawdą. Inteligentne, choć nie zawsze jednoznaczne puenty zaskakują i mogą zadziwić. Trafnym pomysłem było dołączenie płyty CD, bo te historie najlepiej poznać wsłuchując się w  lekko mroczny, tajemniczy głos, leżąc w ciepłym, bezpiecznym łóżku, przy bladym świetle, trzymając się za ręce. Sprawdziliśmy, wieczorami oczywiście, do snu:-) Serdecznie polecam.



"Kiedy delikatnie uchyliłem drzwi szafy, okazało się, że w środku nie ma żadnych półek. Tylko na dnie kłębiły się jakieś stare szmaty. Usadowiłem się na nich i wsadzając palec w dziurkę od klucza, przyciągnąłem do siebie drzwi. Wyczułem pod siedzeniem coś jakby patyki, ale w sumie było mi dość wygodnie. Nie czekałem długo. Już po chwili na schodach rozległy się kroki. Znieruchomiałem i nagle poczułem na policzku leciutki powiew.
- Co u licha? - wzdrygnąłem się. Ale to musiał być przeciąg, bo właśnie wtedy tamci trzej otworzyli drzwi. Przez dziurkę od klucza widziałem, jak oświetlają latarkami każdy kąt. Wreszcie przysiedli na starym materacu.
- No, panowie, tam na dole wszyscy grzecznie śpią, a my mamy w końcu święty spokój - powiedział Kuba.
- To co robimy? - spytał Filip.
- Znacie jakieś straszne historie o duchach? Pogadać o rożnych upiorach, nocą, na takim strychu, to było by coś. - Maciek podświetlił sobie latarką twarz i zrobił okropną twarz.
 - Ale jest dopiero jedenasta - Filip odsunął rękaw i postukał palcem w zegarek - a duchy lubią pojawiać się o północy. Poczekajmy godzinkę z tymi opowieściami, to może jakiś podzwoni nam tu w kącie łańcuchami.
Śmiali się i poszturchiwali, a ja podsłuchując ich z głębi szafy, pomyślałem, że gdybym tak o północy otworzył z hukiem drzwi i wyskoczył wprost na nich, to chyba posikaliby się ze strachu. Och, ale byłoby pięknie! Jutro opowiedziałbym wszystkim, jak ich sprytnie podszedłem i śmiałbym się tym cwaniaczkom w nos.
- Skoro na duchy i łańcuchy za wcześnie, to mogę wam opowiedzieć taką jedną historię. Nie o duchach, ale też straszną. - Maciek zrobił tajemniczą monę.
- No to dawaj - zachęcił go Kuba. - tylko żeby było się czego bać.
- W taki razie wyobraźcie sobie okropnie niebezpiecznego typa o zakazanej gębie, który bez mrugnięcia okiem zabijał swoje ofiary. Jednym ruchem ręki skręcał im kark. Ten bandzior grasował podobno kiedyś w tej okolicy. Był wielki, miał rudą brodę, długie do ramion kłaki i nie po kolei w głowie. - Maciek zakręcił palcem kółko na czole. - Nazywa się Barnaba i na jego widok ludziom przechodziły ciarki po plecach. Zabił z zimną krwią pięć osób, choć niektórzy twierdzą, że dużo więcej.
- I co, w końcu go złapali i wsadzili do więzienia, tak? - chciał się upewnić Filip.
- Nic podobnego. Barnaba był pomylony, ale bardzo sprytny. Nie dał się złapać. Miał taką metodę, że jak kogoś zabił, to wkładał go do worka i zanosił do swojego domu, a mieszkał w lesie, na odludziu. W ten sposób na miejscu zbrodni nie pozostawał żadne ślad. Nic, co pomogłoby ująć sprawcę. I choć ludzie bali się Barnaby i uważali go za dziwaka, nie mieli podstaw, by go oskarżyć.
- No to pewnie policjanci znaleźli w końcu u niego te ciała w workach i wtedy wszystko się wydało - odetchnął z ulgą Kuba.
- Wcale nie. Ciał jego ofiar nigdy nie odnaleziono - stwierdził Maciek.
- To ja nic nie rozumiem - rozzłościł się Filip. - Nic nie znaleziono, nikt nie podejrzewał Barnaby, to skąd ty wytrzasnąłeś tę historię?!
- Barnaba sam się przyznał, po latach. Był już wtedy stary i bardzo chory. Trafił do szpitala i tam dowiedział się od lekarza, że nie dożyje następnego dnia. Dopiero wiedząc, że umrze, przyznał się do wszystkiego - wyjaśnił Maciek.
- Dwie dziurki w nosie i się skończyło. Mógłbyś to spokojnie opowiedzieć Wojtusiowi i tym dwóm bobasom na dobranoc - kpił sobie Filip, a Wojtek słysząc to, zaciskał w szafie pięści.
- Chyba jednak nie. Przecież wy dalej nie wiecie, co Barnaba robił z tymi zabitymi nieszczęśnikami - zauważył Maciek.
- Jak to? Sam powiedziałeś, że zabierał ich do swojego domu na odludziu. I co, chcesz nam wmówić, ze ich potem zjadał? - Kuba mlasnął i pogładził się po brzuchu, ale jakoś nikt się nie roześmiał.
- On nie - powiedział Maciek i na strychu zrobiło się cicho. - Zwyczajny przestępca zakopałby zwłoki gdzieś w lesie i tyle. Ale nie Barnaba. On wkładał je do szafy, w której hodował mnóstwo  okropnych, czerwonych mrówek. Te mrówki zjadały wszystko oprócz ubrań i kości. Wiem, że brzmi to koszmarnie, ale Barnaba opowiedział o tych mrówkach lekarzowi w szpitalu.
- Zaraz, zaraz - zaniepokoił się Kuba - Mówiłeś, że ten typ mieszkał w tej okolicy, gdzieś na uboczu. Przecież my jesteśmy teraz w takim właśnie domu, który stoi z dala od innych.
- No i Barnaba miał rudą brodę i rude kudły, a nam otworzyła gospodyni o włosach czerwonych jak marchewka - przypomniał sobie Filip. - Myślicie, że to może być jego córka? - spytał, ale nikt mu nie odpowiedział.
- I jeszcze TO - Maciek wskazał palcem szafę. - Jeśli to jest ta sama szafa, mogą w niej być duchy zabitych przez Barnabę ludzi - dodał cichutko.
Wojtek nie mógł dłużej tego słuchać. Znowu poczuł na policzku leciutki powiew, jakby ktoś przeszedł tuż obok niego. Wzdrygnął siei pomyślał, że to nie może być przeciąg, bo drzwi od strychu były przecież zamknięte! Na dodatek zdał sobie sprawę, że szmaty, na których siedział, to pewnie ubrania ofiar Barnaby. A coś , co brał za patyki, to muszą być ich kości. Wojtkowi ze strachu oczy wyszły na wierzch i zadzwoniły zęby. Miał wrażenie że mu coś chodzi po łydce, po kolanie i po szyi. Nie musiał sprawdzać, co to takiego. Przerażony, jednym kopnięciem wywalił drzwi i wrzeszcząc przeraźliwie, wyskoczył z szafy. Tego było dla chłopców zbyt wiele."



Wydawnictwo Literatura


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz