środa, 3 września 2014

"MŁYNEK DO KAWY" Konstanty Ildefons Gałczyński



Och, jak ja uwielbiam kawę! Taką świeżo zmieloną, aromatyczną i gorącą. Dlatego też mam w domu elektryczny młynek, który szybko, każdego ranka,  pomaga mi przygotować ten pobudzający napój. Zapach i smak jest nieziemski. Cóż się więc dziwić, że ręczny Młynek do kawy - bohater książki, stał się zbyteczny w domu, kiedy ludzie przestali mleć ziarna. Mają rozpuszczalny proszek imitujący prawdziwą kawę lub po prostu przestali ją pić. Sama się niestety do tego przyczyniłam korzystając z wynalazków techniki.
Główny bohater przeżywa masę nieprawdopodobnych  przygód na świecie i w kosmosie, w poszukiwaniu nowego sensu życia. Ucieka bowiem od swoich właścicieli, którzy postanowili pozbyć się niepotrzebnego urządzenia z domu.
Młynek przemierza miasta i wsie, poznaje Kierownika Rozgłośni Radiowej, Pana Żabota - wielkiego obżartucha i Ołowianych Żołnierzyków. Spotyka również Złośliwą Szybę-Detektywa, psa, który odgryzł mu guzik od szufladki oraz oczytanego Jeża. 
Każda nowa znajomość uczy go czegoś nowego i daje wskazówki do dalszej podróży. Wrażliwy na krzywdę innych  zakłada Wszechświatowy Klub Dzieci, pomagający najmłodszym. Mija sporo czasu, przemierza setki kilometrów, by wrócić w końcu do rodzinnego miasta. Tam u kresu tej wielkiej podróży panuje jednak wielki smutek, głód i szarzyzna.
Czy Młynek zdoła uratować dzieci i miasto? Fantastyczna książka, pełna niebanalnego humoru, kipiąca bujną wyobraźnią autora przenosi czytelnika w miejsca, o których nie wiedział, że istnieją,  a zarazem pokazuje jak łatwo przychodzi zabawa w wymyślanie coraz to śmielszych i niespotykanych sytuacji. 
Do książki dołączony jest audiobook i e-book. Mamy więc wiele możliwość uwolnienia naszej wyobraźni nie tylko czytając, ale i słuchając.

Lektura umożliwia puszczenie wodzy fantazji  i wzbogacenie się wrażeniami z podróży  w czasie i przestrzeni. A to dzięki aplikacji na tablety i smartfony, która zawiera gry i zabawy edukacyjne i zręcznościowe. Polecam!









"- Mam cię, łaziku - zazgrzytał Detektyw. - Teraz mi już nie umkniesz. Jestem Szyba-Detektyw i jeszcze dziś oddam cię w ręce twych opiekunów.
- Pogróżki dla pietruszki - odparł Młynek.
Z całej siły rozkręcił korbkę i całą siłą palnął w podłą Szybę. Że Szyba nie pękła, to cud. Wystąpiła jednak na niej rysa. Szyba zleciała z księżyca.
Zleciałą na ziemię i wpadła kominem do mieszkania pana Mikołaja. Na ziemi jakież zmiany! Celina już dawno umarła, a na wieżach kościelnych stare koguciki zastąpiono nowymi. Mikołaj, siwy jak biały niedźwiedź, siedział w fotelu, trzymając na kolanach swoją wnuczkę Stellę. Stella jej było na imię.
- On jest na księżycu! - zdyszanym głosem wrzasnęła Szyba.
I pękła.
- Ach, jaka szkoda Szyby! - zawołała Stella, bo darzyła miłością wszystkie rzeczy na świecie, nawet te, które miały serca tak fałszywe, jak Szyba-Detektyw.
I pobiegła do kuchni po szczotkę i śmietniczkę, żeby zmieść szklane odłamki. Aby dziadziuś nie skaleczył się w pantofel.
A dziadziuś zachodził i zachodził w głowę, co by mogły oznaczać słowa Szyby: "On jest na księżyu". Bo już był bardzo stary i - jak to u starych - wypadła mi nagle z głowy cała historia z Młynkiem. Lecz po niejakim czasie przypomniał sobie wszystko: i ten wieczór, kiedy postanowili z Celiną wyrzucić Młynek na śmiecie, i to południe, kiedy Celina wydarła mu wszystkie włosy z głowy. Bo od tego czasu musiał nosić perukę, a potem chustkę z czterema supełkami. Jakże to wszystko dawno... Mój Boże...
I dziadziuś Mikołaj wziął znowu Stellę na kolana, i opowiedział jej po raz tysięczny historię z Młynkiem.
Tym razem jednak opowiadał tak zajmująco, w takich czarodziejskich barwach przedstawił korbkę, szufladkę i mosiężny dzbanuszek, że Stella za wszelką cenę postanowiła odnaleźć zbiega.
- Odnajdę go, Dziadziusiu, choćby nawet skrył się w Australii! - powiedziała Stella i tupnęła nogą na znak, że nie żartuje."







Fundacja FESTINA LENTE




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz