czwartek, 22 września 2011

"KAKTUS NA PARAPECIE" Magdalena Zarębska

Książka mnie tak wciągnęła, tak pochłonęła, że po jej przeczytaniu, nie wiedziałam, gdzie jestem! Czy w świecie współczesnym, czy nadal w latach 70-tych! Świetnie napisana, rzeczywiście przenosząca trzydzieści lat wstecz. Niesamowite. Co więcej, ja nadal tam chciałabym być. Choć te czasy do najłatwiejszych nie należały, to bardzo chętnie poznałam, a raczej przypomniałam sobie realia mojego wczesnego dzieciństwa. Polecam tę książkę, nie tylko młodzieży, by poznała smak biedy, pustek w sklepach, wody sodowej i zastrzyków zamiast syropów. Polecam również dorosłym, dla wspominek. I choć nie zawsze będą one przyjemne, to warto pamiętać, jak było za czasów komunizmu, choćby po to, by więcej się już nie powtórzyły. Dzisiejsze dzieci i młodzież nie potrafią sobie nawet wyobrazić życia bez komputerów, własnych samochodów, iPodów czy MP3. "Jak to nie było komórek i wielu kanałów z bajkami w telewizji?" - dopytują się ciągle moje zdziwione dzieci? Nie rozumieją, że kiedyś zakupy wyglądały zupełnie inaczej. Trzeba było stać za butami, spodniami czy telewizorem całą noc przed sklepem w kolejce. Dlatego tak trudno było Mikołajowi odnaleźć się w tak odmiennym świecie. W czasie choroby przeniósł się bowiem w czasie i tylko dzięki pomocy kolegi szkolnego Krzysia,   jakoś funkcjonował w tych dziwnych czasach. Nie ma jednak tego złego co by na dobre nie wyszło! Tamte czasy  dały człowiekowi inne, choć dziś, wydawać by się mogło,  niedoceniane rzeczy. Spryt, odporność psychiczna, zaradność w każdej sytuacji, oszczędność,  odpowiedzialność i zwykła życzliwość to cechy teraz mało spotykane. Ale Mikołaj z lat 70-tych pokazał rodzinie rówieśnika co ma tak naprawdę wielką wartość. Nauczył ich wspólnie spędzać czas, troszczyć się o bliskich, pomagać innym, nie widząc w tym żadnego egoistycznego interesu. Tamte czasy były naprawdę trudne, ale czy dzisiejsze, pomimo tylu nowych wynalazków i udogodnień, stały się łatwiejsze i bezpieczniejsze? Jeśli stwierdzicie, że jednak nie, to choć na chwilkę wybierzcie się w sentymentalną podróż w przeszłość z tą właśnie książką. Z całego serca polecam!

TUTAJ jest strona autorki. Zapraszam!





"Znajdowaliśmy się na ulicy Świdnickiej, przy Fosie Miejskiej, wzdłuż której ciągnęła się promenada, obsadzona drzewami. Pomiędzy drzewami stały ławki, a przy pierwszej z nich postawiono niebieski wózek. Miał duże koła od roweru, a na nich zamontowano prostokątną, metalową skrzynię. O ławkę oparto długą rączkę do ciągnięcia. Na blacie wózka stały szklanki i butelka z czerwonym sokiem.
- Jedną wodę z sokiem, a drugą bez soku proszę - powiedział mama Mikołaja do otyłej pani w białym fartuchu, stojącej z wózkiem.
Pani od niechcenia przepłukała szklanki wodą.
- Dlaczego nie ma jednorazowych kubków? Skąd mam wiedzieć, kto z tej szklanki pił? - szepnąłem, niemile zaskoczony.
- Nie marudź, Mikołaj - zignorowała mnie mama Mikołaja.
- Nie będę pił takiej wody - uparłem się. - Kup mi coca-colę.
- Pij!
Z obrzydzeniem przyglądnąłem się, jak sprzedawczyni przepłukuje szklanki zimną wodą. Nie miała nawet płynu do mycia naczyń. Nikomu, oprócz mnie, to nie przeszkadzało. Co chwila do wózka podchodzili spragnieni przechodnie i sięgali po napełnione szklanki.
Mama Mikołaja poganiała mnie, więc podniosłem szklankę do ust. Piłem ostrożnie, starając się nie dotykać ustami szkła, ale i tak większość wylałem na trawę.
- Żebyś tylko nie narzekał, że chce ci się pić! A teraz pędzimy, bo nam wszystko wykupią."

2 komentarze:

  1. Widzę zbieżność tematyczną z moim ostatnim wpisem, ale "Kaktus ..." chyba bardziej fabularny i dla starszego czytelnika niż "Pomarańcze ..." :)

    OdpowiedzUsuń
  2. widocznie mamy wielki nawrot wspomnień PRLowskich,spojrzenie z dystansu dla dużych i malych:-)

    OdpowiedzUsuń