poniedziałek, 29 sierpnia 2011

"BEN GAY" Christoph de Amicis

Prawdziwa opowieść o Małym Rycerzu.

Pewnie każdy z nas chcąc nie chcąc,  mniej lub bardziej uważnie zapoznał się kiedyś z książką "Mały Książę"Antoine'a de Saint-Exupéry'ego. Nic dziwnego, w końcu jest to lektura obowiązkowa. Ale dopiero po latach, tak naprawdę, jesteśmy w stanie docenić mądrość i symbolikę z niej płynącą. No właśnie, dopiero dorosły i doświadczony człowiek potrafi w pełni zrozumieć jej treści, przyjąć i wcielić to w swoje życie. Jeśli widzi oczywiście taką potrzebę. Dla tych, którzy pokochali małego bohatera, mam dobrą nowinę. Równie ciepłym, sympatycznym, bliskim naszym sercom i umysłom może stać się Mały Rycerz. Bohater stworzony przez Christopha de Amicisa (najprawdopodobniej nie spokrewnionego z autorem "Serca"). Opowieść ta zachwyciła mnie do tego stopnia, że porównuję ją właśnie do szkolnej lektury. Osobiście obie są mi niezwykle drogie. Może się wydawać, że są to książki przeznaczone przede wszystkim dla dzieci czy młodzieży. Nic bardziej mylnego. Każda z nich sprawia, iż można w  chaosie dnia codziennego znaleźć sens i zachwycić się najdrobniejszym szczegółem.
Ben Gaya poznajemy jako niemowlaka podrzuconego do bram pewnego ponurego i zamglonego królestwa. Tam się nim zaopiekowano jak własnym synem. Chłopca ciągnęło jednak poza granice gościnnego miejsca. Odczuwał potrzebę wędrówki, poznawania innych ludzi i rzeczy. A co najważniejsze, miał poczucie obowiązku wypełnienia pewnej ważnej misji. Miał niewiele ponad 10 lat, nie znał  świata ani grożących mu niebezpieczeństwa, ale w sercu czuł spokój, więc wyruszył w nieznane. Liczne przygody i zdobywane doświadczenie, pozwoliły bohaterowi zahartować ciało i wzmocnić charakter. Fabuła przeplata się z dygresjami Dziadka, który opowiada dobranocki swojemu wnukowi o Małym Rycerzu. Senior wyjaśnia małemu chłopcu rzeczy trudne do pojęcia, ale nie w sposób dosłowny. Porównuje marzenia, sny, troski i radości Ben Gaya do tego, co akurat przeżywa wnuczek, pokazując ile jest podobieństw między dziećmi. Retrospekcje samego Dziadka do jego wczesnego dzieciństwa, utwierdzają nas w przekonaniu, iż cała ta wędrówka bohatera to nic innego jak... samo życie.
Kto chce się dowiedzieć w jakim celu są okna w domu, płot w ogrodzie czy gwiazdy na niebie, niech zajrzy do tej książki. Może się trochę zdziwić. Ale nie rozczarować. Warto przewartościować swoje zapatrywanie na świat oraz ludzi, by żyć bardziej świadomie, pełniej i wyraźniej.
Książka daje nadzieję na to, że pomimo przeszkód i trudności jest ktoś, kto nigdy nas nie opuści, będzie czuwał i pomagał. Bardzo potrzebna była taka świadomość bohaterowi, który w miarę jak mężniał i nabywał pewności siebie, nie wzywał już tak często swoich przyjaciół: Korga i Świstopędka. Oni również szanowali  wszystkie decyzje Ben Gaya, choć nierzadko postępował wbrew ich prośbom. Sam jednak potem ponosił konsekwencje, co jeszcze bardziej i jego, i mnie, czytelnika, utwierdzało go w przekonaniu, iż tak należało zrobić.
Życie to nie spokojny spacer utartymi ścieżkami, o łagodnym skoku i lekkim zejściu. Będą więc: i zachwyt nad piękną panoramą widokową, ale również cierpienie i ból upadku. Ta lektura to pokazuje. Prawdziwa droga życia. Bardziej lub mniej zawirowana, ciekawe czy męcząca, ale tak samo pouczająca. Podróżując z Ben Gayem prze różne krainy, pokonując wielkie wody i zdobywając najwyższe szczyty, zastanowimy się nie raz czy i my postępujemy podobnie, co można zmienić i jak. Nasz bohater przemierzając tysiące kilometrów dociera do miejsca, gdzie sam, jako już mądry i dorosły człowiek, poznaje cel i sens wyprawy. I my kiedyś też tam dotrzemy. Ważne, by wtedy niczego nie żałować, ale móc podzielić się swoimi przeżyciami i pokazać, jak pięknie można wykorzystać swój czas. Na szczęście autor podaje nam wskazówki i rady. Kto chce z tego skorzystać, znajdzie odpowiedzi na nurtujące od wieków pytania egzystencjalne. Bo ani Mały Książę, ani Mały Rycerz nie zastąpią nas na drodze ziemskiej tułaczki.
Ile mogli, już powiedzieli. Korzystajmy z tego.



Wydawnictwo KN (Krzysztof Nagodziński), Kórnik 2007

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz