środa, 13 maja 2015

"WTOREK GODZ. 15" Małgorzata Szyszko-Kondej



To co dla nas, dorosłych, wydaje się błahe, nieważne i proste, wcale nie musi takie być dla dorastającego nowego pokolenia. Kilka oddzielnych opowieści o tym dobitnie przekonuje, a gdy pomyślimy, że historie te wydarzyły się naprawdę wtedy nie sposób przejść obok bohaterów obojętnie. Każdy rozdział zadziwia dojrzałością i otwartością młodych ludzi. Świeże i przenikliwe spojrzenie na świat, jasne i konkretne wnioski dają obraz bardzo mądrej i trzeźwo myślącej młodzieży. Niestety toczy ona nieustanną wojnę z rodzicami i nauczycielami, bo zachowanie młodych odczytywane jest jako bunt i arogancję. Szczerze mówiąc, czytając te osobiste biografie, reportaże, opisy, charakterystyki nie da się tam znaleźć ani krzty przekory, złośliwości czy sprzeciwu wobec życia lub osób starszych. śmiem stwierdzić, że to my omylnie odbieramy zwykłe sposoby radzenia sobie "małolatów" z rzeczywistością i ich odpowiedzią na sztywne zasady i zakazy, które na każdym kroku ograniczają ich podstawową wolność i swobodę. Tematem przewodnim książki jest przedstawienie "urywka" swojego otoczenia w sposób kreatywny i interesujący. Coś co zachwyciło, zauroczyło, zdenerwowało czy zainspirowało. Jak się okazało uczniowie nie mieli z tym żadnej trudności, poradzili sobie z zadaniem wyśmienicie, czego owocem jest ta lektura oraz wiele przyznanych nagród. Światło dzienne ujrzały bardzo przemyślane, szczere i piękne epizody. Warto się z nimi zaznajomić, choćby po to, by lepiej zrozumieć ich autorów i inaczej spojrzeć na całe młode pokolenie. Zderzenie z dorosłością w formie trudnych decyzji i niełatwych wyborów, to codzienność naszych dzieci. Każdego dnia stają się coraz bardziej świadomymi ludźmi, poznając swoje role społeczne,  co często wiąże się z niemałym stresem i prywatnymi problemami. Choroba,wyjazd rodziców, pogoń za marzeniami, nietolerancja środowiska, przytyki kolegów to tylko niektóre wyzwania. Nie komplikujmy im życia jeszcze bardziej swoimi pretensjami i ciągłą krytyką. 
Autorka  Małgorzata Szyszko-Kondej - ma swoją stronę, na której umieszczone są inne publikacje dla dzieci i młodzieży. 




"Wtorek, godzina 15:
Okęcie, przyloty. Babcia trzyma w ręku pięć czerwonych róż (jedna z nich schyliła łebek, zwiędła). Poprawia białe korale na szyi. To ze zdenerwowania. Ona też z niecierpliwością wygląda swojej córka i zięcia. Mnóstwo ludzi. Czekają tak jak my. O, jaka ładna Hinduska w kolorowym sari! Dalej stoi ciemnoskóra rodzina, może z Afryki? Wszyscy patrzą na tablicę informacyjną, an której wciąż przesuwają się godziny przylotów. Jest! Londyn wylądował!
Teraz już naprawdę trudno mi ustać w miejscu. Trzymam w pogotowiu komórkę z kamerą. Ludzie wychodzą z bagażami. Nic nie widzę. Jakiś dwumetrowy facet zasłonił mi wyjście pasażerów. No, wreszcie! Przesunął się. Tak, widzę mamę! Filmuję ją. Idzie moja mama. W letniej, niebieskiej sukience na ramiączkach. Z mała torebką. Jaka ona śliczna! A gdzie bagaż? Gdzie tata?
- Elu, tu jesteśmy! - Babcia też nie wytrzymuje i krzyczy, najgłośniej jak może.
Jest i tata, teraz przesuwam kamerę na jego roześmianą twarz. Za chwilę wskoczę mu na ręce, a on podrzuci mnie do góry. Tylko dlaczego ma taki mały plecak? Myślałam, że przez pół roku uzbierał cały wór zagranicznych skarbów.
- Mamo, tato! - wołam na cały głos i biegnę ile sił w nogach po lśniącej podłodze. Rzucam się tacie na szyję, a on kręci mną, jakbym była na karuzeli i miała dwa lata. A mama śmieje się i jest taka ładna. 
Wreszcie jedziemy do domu. Babcia za kierownicą, a my we troje na tylnym siedzeniu, ja pośrodku.
- Moja mała, kochana córeczka... Tęskniłam za tobą, wiesz? - Mama przytula mnie i głaszcze po włosach.
Jak dobrze mi w jej ramionach! Ale pachnie inaczej niż przed wyjazdem. I ma krótką, nastroszoną fryzurę.
- Jak tam Londyn, ciekawa metropolia, prawda? - pyta babcia.
- Wielkie miasto, wszędzie korki, często deszcz, aż nie chce mi się tam wracać - wzdycha tata.
- Jak to? Gdzie wracać? - Babcia przytomnieje.
A moje oczy robią się okrągłe ze zdumienia.
- Och, mamo - wzdycha moja mama - chyba teraz nie będziemy o tym rozmawiać, daj nam się sobą nacieszyć.
- Myślałam, że wróciliście do Polski na stałe. - Babcia, taka jak ja, nic nie rozumie. - Przecież obiecaliście - denerwuje się. - No tak, Londyn to wielkie miasto, Polakom łatwo się tam pogubić - dodaje ze smutkiem.
Odpowiada jej milczenie. Znowu mijamy zielone łąki, lasy, domy, krowy na pastwisku, ale już ich nie kręcę. W moim sercu nagle zrobiło się całkiem szaro."




Agencja Edytorska Ezop 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz