wtorek, 2 września 2014

"OPOWIADANIA O ZWIERZĘTACH" Polscy pisarze dzieciom

I znów cała plejada wspaniałych twórców i artystów spotyka się w jednej lekturze, by bawić  i cieszyć swych czytelników. Joanna Olech, Paweł Beręsewicz, Agnieszka Frączek, Ewa Chotomska, Beata Ostrowicka, Renata Piątkowska, Barbara Gawryluk, Grażyna Bąkiewicz, Marcin Brykczynski, Anna Onichimowska, Roksana Jędrzejewska-Wróbel, Irena Landau, Magdalena Kozieł-Nowak, Katarzyna Bajerowicz, Mikołaj Kamler to nazwiska z "górnej półki". Reprezentują najwyższy poziom merytoryczny i estetyczny. Dzieci po prostu nie mogą się oderwać od czytania, oglądania i słuchania.
Adresatem książki są nie tylko najmłodsi, ale każdy kochający zwierzęta. W naszym przypadku to raczej brak możliwości posiadania zwierzaka w domu, dzieci więc rekompensują sobie ten brak wszelkimi dostępnymi historiami. Trafiliśmy na te bardzo mądre i ciepłe. Opowiadania z rozwiniętą fabułą przybliżają życiowe perypetie także ludzi. Książka udowadnia, że   tytułowi bohaterowie  także posiadają uczucia i problemy. Spotykają nie tylko ludzką miłość i współczucie, ale również doświadczają cierpienie i ból.
Te bezbronne istoty, żyjąc obok nas, są zdane wyłącznie na los i choć odrobinę dobroci ze strony dorosłych i dzieci. Historie życiowe niekiedy budzą smutek i żal. Pełno też radości i szczęścia, czyli jak w życiu. Dlatego ta pozycja jest tak bliska i przystępna. Nienachalnie uczą jak postepować, zachować się i co zrobić w kłopotliwym położeniu. Ale przede wszystkim emanują szczerą gotowością zwierząt do przywiązania się i całkowitego oddania przyjaźni. Kochają ludzi bezinteresownie i pomagają im jak potrafią. Ale czy człowiek chce odwzajemnić te uczucia? Okazuje się, że nie zawsze. I to jest bardzo przykre.




"Mila z ociąganiem poszła do siebie. Mieli bardzo duże mieszkanie i jej pokój też był spory, teraz jednak połowę przestrzeni zabierało terrarium. Mila włączyła lampkę, bo znowu nikt o tym nie pamiętał. W ciągu dnia wpadało tu słońce i nie było takiej potrzeby, ale gdy zapadał zmrok, żółwik potrzebował dodatkowego podgrzewania. Włożyła do środka trochę gotowej karmy i smętny listek sałaty, ostatni zresztą, bo też zapomnieli kupić. Popatrzyła na żółwia.
- A idź sobie - powiedziała cicho. - Nudny jesteś.
Próbowała wymyślić, co mogłaby robić z żółwiem. Ale przecież żółw ani nie biega za patykiem, ani nie bawi się piłeczką. Jedyne, co było fajne, to obserwować go, jak chodzi na krótkich łapkach. Wyjęła żółwia na dywan i patrzyła, jak śmiesznie sunie w stronę szafy.
Było gorąco. Uchyliła drzwi balkonowe, a potem usiadła na łóżku, podłożyła sobie pod plecy parę poduszek i wzięła z półki książkę o Franklinie. Brat się trochę z niej śmiał, że czyta takie dziecinne książki, ale ona je lubiła. Poza tym nie było w nich za dużo tekstu, a z czytaniem jeszcze sobie nie radziła zbyt dobrze. Nie wiedząc kiedy, zasnęła."






"Tego wieczora nie dałam się zagonić do łóżka o zwykłej porze. Biegałam w piżamie za szopem, który zdawał się być niezmordowany. Minęła jedenasta, a on nawet nie ziewnął. Buszował pod tapczanem rodziców, skąd raz po raz słychać było szalone galopady za kłębkiem kurzu albo urojonym przeciwnikiem. Wreszcie klatkę szopa postawiono w przedpokoju i tam miał spędzić noc. Najwyraźniej jednak nie skonsultowano tego pomysłu z Franiem. Zamknięty w klatce awanturował się tak bardzo, że rodzicom zmiękły serca i wypuścili więźnia. 
Ledwo drzwiczki się otworzyły - wyprysnął ze środka i wdrapał się na nasze piętrowe łóżko. Nie pytajcie, jak to zrobił - najwyraźniej jakimś magicznym sposobem, zgapionym od Spidermana.
Starsza siostra zajmowała dół łóżka. Franio upodobał sobie górę - moją miejscówkę. Polubił zwłaszcza cienki bawełniany kocyk w różowe grochy. Skotłował go trochę, uklepał i ułożył się do snu.
Rodzice odetchnęli z ulgą."







"Którejś niedzieli siedzieliśmy na tarasie, piliśmy herbatę i jedliśmy drożdżowe ciasto. Był też Kazio, ale nie jadł ciasta, tylko palił. 
-Spójrzcie! - powiedziała w pewnej chwili Mama Radka. - Czy to nie nasza Wronka siedzi na orzechu?
- E tam, mama! - prychnął Włodek. - Ty w każdej gapie widzisz swoją Wronkę. 
- Moja Wronka Kochana... - westchnęła Mama Radka.
I w tej chwili wielki, czarno-szary ptak sfrunął z orzecha prosto na jej ramię i zaczął jej kwilić i terkotać prosto w ucho. Potem zeskoczył na stół, z dezaprobatą pokręcił głową nad popielniczką Kazia, zajrzał pod stół, uszczypnął mnie lekko w ucho i odleciał.
- Powiedziała... - Mama Radka udawała, że coś jej wpadło do oka - powiedziała, że ma teraz swój dom i rodzinę, ale że kiedyś jeszcze do nas wpadnie. 
Ale nie wpadła. Czekałam całe lato i kawałek jesieni, a potem już nie miałam czasu czekać, bo na zimę wprowadziły się domu koty i musiałam je nauczyć, kto tu rządzi."





Wydawnictwo Literatura


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz