czwartek, 15 maja 2014

"STRASZYĆ NIE JEST ŁATWO" Marcin Pałasz


Chyba każdy z nas słychał o duchach. Ale czy ktoś je widział? No właśnie, a Marcin Pałasz udowadnia, że nie tylko istnieją, ale mają wpływ na nasze życie. Ktoś w końcu potwierdził, że one żyją wśród nas oraz są to dobre istoty, jeśli można tak o nich powiedzieć. Dziecko słyszy od najmłodszych lat o duchach, czasem jest ono nimi straszone, a to błąd. Może i one starają się być złe i nas straszyć , ale w tych czasach cieżko ludzi czymkolwiek przerazić. Zastanawiacie się, czy może duchy straciły swą moc? Nie, one po prostu nigdy nie były złe. To tylko my, ludzie, nadaliśmy im etykietkę strachu. Próbują się dostosować i ... marnie im to wychodzi. Przynajmniej w tej historii, opowiedzianej przez Marcina Pałasza. 
Gromadka różnych duchów wykonuje swoją rolę postrachów w bardzo sumienny sposób, ale im bardziej się starają, tym gorzej oni sami na tym wychodzą. Poza tym nie są na czasie z technologią i nowoczesnością przybyłych do dworku nowych lokatorów, stąd wiele przedziwnych zadarzeń. Śmieszne i niebanalne przygody wciągają czytelnika w nieznany dotąd  ciekawy świat ducha. Każdy w nich:  Dusia, Dziadek, Szurek, Zgryzelda, Wilkołak, Rudolf, Złota Rybka z aparatem tlenowym, Mały, Euglena Zielona to indywiduum z osobistymi problemami, zaletami i wadami, własnym spsobem na przeżycie. Może i są podobne do ludzi, ale o wiele bardziej przyjazne i wrażliwe jak się okazuje. Po zaponaniu się z tą książką nikt już nie powie, że duchy są nieprzyjemne, złe i przerażające. A zakończenie udowadnia, że współpraca może popłacać i układać się nawet z takimi dziwadłami. 


Książka bardzo przyjemna w odbiorze i wygodna dla dzieci. Duża czcionka i "grubopapierowe" strony zachęciły nawet mojego sześciolatka do samodzielnego czytania. Co wieczór przed snem  było wesoło i nikt nie bał się zasypiać pomimo "duchowej fabuły". Trudno powiedzieć, czy bohaterami ksiązki były tylko duchy, czy może także 12-letni Kacper, który swym przychylnym podejściem i nastawieniem do nich zyskał wielką sympatię moich dzieci. Autor wykazał się bardzo bujną wyobraźnią i humorem, ale nas to nie zdziwiło. Po lekturze "B@jki" czekaliśmy na nowe historie pióra Marcina Pałysza. Doczekaliśmy się. I nie zawiedliśmy się. 




"A wszystko zaczęło się dosłownie kilka dni po ich ostatniej, pamiętnej rozmowie na dachu, podczas ubiegłej pełni. Ledwo co zdążyli się zaciekawić, kto też mógł odwiedzić stary dwór, opuszczony od prawie dwóch wieków i zagubiony w środku wielkiego, starego lasu, a tu nagle coś zaczęło się dziać. W dodatku w jakim tempie!
- Tęskniliśmy za ludźmi - mruknął Szurek zgryźliwie, latając nad studnią i okrążając Małego, który siedział na osłaniającym ją okrągłym omszałym daszku. - No to teraz mamy ludzi. W nadmiarze. Tyle tylko, że jakiś dziwnych.
- Nie chcą zostawać na noc - bąknął Mały z wyraźnym żalem. - Nawet postraszyć ich nie można. I w ogóle są cały czas zajęci.
- Zajęci?! - zajęczała Dusia. - To ma być zajęcie?? Oni rujnują nasz dom! Mój Boże, co oni zrobili z dachem! Przecież jeden z kominów wpadł przez sufit na nasz strych! Gdybym była człowiekiem, umarłabym na serce!
- Faktycznie, dach jest chwilowo nieużyteczny - zgodził sięDziadek, starając się spokojnym tonem ułagodzić nieco Dusię. - Myślę jednak, że to nie potrwa zbyt długo.
- Oczywiście, że nei potrwa! - warknęła Dusia. - W takim tempie zrównają to miejsce z ziemią do następnej pełni! A my siedzimy tu z założonymi rękami i niczego nei robimy!
- A co możemy zrobić? - spytał Szurek posępnie. - Jest tak, jak mówi Mały: nie śpią tu, tylko przyjeżdżają co rano ta dziwną, wielką karocą bez koni. w dodatku ona dymi, warczy i śmierdzi. - Fuknął z niesmakiem. - Ja nie rozumiem, jak takie coś jeżdzi! Mam podejrzenia, że oni trzymają te konie w środku, pod klapą. Tak męczyć zwierzęta, przecież to bestialstwo!"





"Wrota uchyliły się szerzej i wreszcie zobaczyli wysoką postać Rudolfa, jak zwykle owiniętego w obszerną , czarną pelerynę. Kruczoczarne włosy z pasemkami siwizny miał starannie uczesane z przedziałkiem, jego twarz była blada jak zwykle, a żółte kły wręcz lśniły.
- Okaz zdrowia! - skomentowała Dusia. - Nie powiem, co o tym myślę, bo zrobi ci się przykro. Czemu nie chcesz z nami porozmawiać?
- Bo pewnie chcecie mnei poprosić, abym poszedł nastraszyć tych pomyleńców w waszym dworze - odparł Rudolf ponuro i nerwowo oblizał wąskie wargi. - Ja tam nie pójdę.
- Przecież obiecałeś, że nam pomożesz! - wyrwało się Małemu. - Więc czemu teraz...?
- Nie pójdę i już! - zbuntował się wampir. - Ambroży opowiedział mi, co się stało! Po tym, co oni wam wszystkim zrobili, ja się boję! Przypiekali Dusię w świetle słonecznym, zrzucili Szurka ze schodów, a w dodatku zrobili straszne rzeczy ze Zgryzeldą!!!
- No tak - mruknął Dziadek pod nosem, zwdychając głęboko. - Ambroży. Można się było tego spodziewać. Wierzysz temu staremu sklerotykowi?
- A co? - spytał Rudolf wojowniczo. - Z dalekawidziałem, jak wyglądała Zgryzelda! Potworność! A Dusia do tej pory nie jest jeszcze całkeim biała! Zamierzacie mi wmówić, że to wszystko nieprawda, i spodziewacie się, że tam pójdę?! Za grosz litości nei macie!
Wutłumaczenie Rudolfowi, co naprawdę zaszło w murach starego dworu, zajęło trochę czasu. Stary wampir, w miarę opowiadania Dziadka, z coraz większym zakłopotaniem drapał się po głowie i widać było, iż jest mu nieco głupio, że tak szybko uwierzył Ambrożemu.
- Więc Zgryzelda żyje? - upewnił się jednak nerwowo. - Nie została zmasakrowana?
- Wręcz przeciwnie - uspokoiła go Dusia. - Zgryzelda zaprzyjaźniła się z panią domu i chodzi do niej na zabiegi upiększające. Ale w tej sytuacji ty pozostajesz naszą ostatnią szansą. Wszyscy wiemy, jaki jesteś uzdolniony...
- Masz przecież dyplom z wyróżnieniem, wydany przez samego hrabiego Drakulę! - przypomniał mu Dziadek pochlebnie. - To nie byle co, więc pokładamy w tobie wszystkie nadzieje. Jesteśmy pewni, że dasz sobie radę, z takimi refencjami...
Rudolf, usłyszawszy te słowa, niemal rósł w oczach. Wyprostował się dumnie i uniósł głowę, patrząc na nich pobłażliwie z góry.
- No cóż - westchnął wreszcie. - Jak widzę, nie mam innego wyjścia. Do tej pory zachowywaliście się bowiem jak zgraja partaczy. Prawie nic się wam nie udało. Może faktycznie czas, abym ja zabrał się do tego..."




Wydawnictwo BIS

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz