poniedziałek, 17 listopada 2014

"LESZEK PESZEK" Marko Kitti


Jedenastoletni bohater przeżywa dziwne, ale wesołe przygody. Szuka zaginionego kota  Śnieżynkę, którego wcześniej przypadkowo potraktował czerwoną wodą po farbkach. Spotyka nudnego pisarza. Musi poradzić sobie ze starszą siostrą, z którą nawzajem robią sobie złośliwe żarty. Z kolegami w szkole robi żarty nauczycielom. Wydarzenia te miały oczywiście swoje konsekwencje, ale nie zawsze przyjemne dla chłopca. Wszystko to składa się na obraz dorastającej młodzieży - żywiołowej, beztroskiej i ciekawej świata. Dodam jeszcze, że Leszek ma pseudonim - Peszek, a dlaczego taki? Tego dowiecie się z tej zabawnej i zwariowanej książki.



"-Śnieżyyyynkooo! - zawołała mama słodziutko jak zwykle do kotki. - Gdzie jesteś? Kici, kici! -Pomaszerowała do saloniku. - Kici, kici, kici!
- Co tam znowu? - zapytał tato zza swojej gazety.
- Widziałeś może Śnieżynkę?
- Nie, raczej nie - odmruknął.
Leszek tymczasem najciszej, jak umiał, wymknął się do korytarza  i zmierzał już ku schodom.
- ALE - podjął tato, wyrażając się zdecydowanie dużymi literami - mam pewne domysły.
Chłopiec zamarł na schodach.
- Kilka dni temu - ciągnął tato - znalazłem ją w piwnicy. Spała w moim pudełku z narzędziami.
- Drzwi od piwnicy są zamknięte - zauważyła mama.
- Znakomicie - skwitował tato. - I tak jednak uważam, że ta kotka jest odrobinę... zbzikowana, jeśli wiesz, co mam na myśli.
- Nie - ucięła mama. - Nie wiem, co masz na myśli. Widziałeś ją czy nie...
- Noo...
- Co: noo? - nie ustępowała.
- No, wczoraj z kolei spała w miejscu, powiedziałbym, raczej nieodpowiednim. Ta znaczy, skrzynka z narzędziami jest dla kota co najmniej niewygodnym legowiskiem, ale bęben pralki chyba tym bardziej.
- Co takiego? - wychrypiała mama.
- Śnieżynka spała wczoraj w pralce - odparł tato. - To pewnie nic złego, ale raczej dziwne, nie?
W nienaturalnej, nieprzyjemnej ciszy, jaka zapadła, wszyscy usłyszeli dobiegające z kuchni charakterystyczne mielenie prania obracanego wraz z wodą w bębnie.
"O, kurczę!" - przeraził się Leszek.
- O, kurczę... - Tato powiedział to na głos.
- O, NIE-NIE-NIE-NIE-NIEEEEE! - wrzasnęła mama. Wyjąc jak syrena alarmowa, pobiegła do kuchni."




Wydawnictwo Debit

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz