piątek, 25 czerwca 2010

"TEKLA I PŁACZĄCY BRACISZEK" Krystyna Śmigielska


Chyba nie jeden z nas, dorosłych, chciałby takiego anioła stróża dla swojego dziecka, jakim była dla Jagódki Tekla. Ta prawdziwie wierna przyjaciółka czuwała nad małą pięciolatką w czasie jej spotkania z nowonarodzonym braciszkiem. Jak się można spodziewać dziewczynka nie była tym zachwycona. Wręcz przeciwnie, początkowo nie znosiła samego chłopczyka, ba, nawet rodziców przestała lubić. A może tylko jej się tak wydawało. Przecież to naprawdę trudne, tak od razu po kilku latach "panowania" w rodzinie jako jedyne i najukochańsze dziecko, oddać tron płaczliwemu, brzydkiemu, a jednak uwielbianemu przez mamę i tatę przybyłemu niewiadomo skąd i po co, niepotrzebnemu rodzeństwu. Co więcej, Jagódce nie są obce nie tylko wrogie uczucia, ale i zachowania. Dlatego wkracza tu Tekla, która ma zadanaie nauczyć starszą siostrę miłości i odpowiedzialności za Kamilka. Powiecie, że to za małe dziecko. Oczywiście, bo tak naprawdę nie chodzi o natychmiastową zmianę dziewczynki, ale stopniowe poznawanie nowych uczuć i zadań w rodzinie. Wiem co piszę, bo sama tego oświadczałam dwa lata temu. No tak, ale ja jestem dorosła i mogłam sobie jakoś z tym poradzić. Gorzej ze starszą córką, bądź co bądź nie przygotowaną na taki wielki przełom w jej czteroletnim życiu. O,j ile bym dała, by mieć wtedy pod ręką taką Teklę. Pewnie wylałybyśmy o wiele mniej łez i byłoby mnie złości. Minęło jednak, co najtrudniejsze i dziś Adam z Olą świetnie się ze sobą bawią i ... kłócą. Bo to, też jest im potrzebne. Ale czy tak naprawdę istniej taka na świecie Tekla? Podpowiadająca co robić, w którą stronę iść, rozumiejąca język niemowlaków, psów i samochodów? Może tak, a może nie. Może to tylko wewnętrzny głos dziecka, dojrzewającej do nowego etapu życia starszej siostry. Może to inna dziewczynka, już po" przejściach noworodzeństwowych", a może sam anioł stróż. Jeśli jesteście tego ciekawi odsyłam do książki. Ja pomimo zakończenia tego gorącego czasu, wzajemnego poznawania się i docierania dzieci, z miłą chęcią przeczytałam lekturkę. Tak z czystej ciekawości. Czy w innych domach jest podobnie i jak można zaradzić problemom z tego tytułu płynącym. Polecam.
Ilustracje Eweliny Kramarz są jak plaster na ranę. Słodkie, lekkie, kojące. Dokładnie takie jakie są potrzebne na bolący problem dzieci. Drugich i kolejnych w rodzinie. Przeżywających ciężkie dni, tygodnia, miesiące po przyjściu na świat nowego rodzeństwa.




"Cała rodzina tłoczyła się w przedpokoju i rozprawiała o Kamilu tak, jakby to był najważniejszy człowiek na Ziemi. Nawet tatuś, jej kochany tatuś, mówił dziwne i niezrozumiałe rzeczy. Przecież od pięciu lat jest już ojcem... Ma przecież ją, Wiktorię, więc po co mu ten mały Kamil? Co z tego, że to chłopak? Nie potrafiła pojąć, dlaczego tatuś jest z niego taki dumny...
Na dziewczynkę nikt nie zwracał uwagi, nikt się z nią nie witał, nikt nie pytał, czy jest zdrowa, i czy przypadkiem nie jest jej smutno. Cichutko wycofała się do swojego pokoju... Zamknęła za sobą drzwi... Położyła się na tapczaniku obok Tekli i zasłoniła uszy rączkami."

www.skrzat.com.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz