poniedziałek, 7 czerwca 2010

"CÓRKA I CÓRUCHNA, TULULU", "SZEWCZYK DRATEWKA I INNE BAŚNIE" Joanna Laskowska



Świetne nowoczesne wydanie dawnych baśni. Twarde okładki, półsztywne stronice z dużymi kolorowymi ilustracjami, wielka czcionka liter. To szczególnie zachęciło nas do  sięgnięcia po nie. Ale Atutem jest również język. Bogaty, prosty, okraszany stylizacją dawnego, wiejskiego. Szybko i sprawnie czyta się i dobrze rozumie tekst. Jest to zasługą autorki pani Joanny Laskowskiej. Napisał ona także "Rozwój aktywności twórczej dzieci w sferze języka". Przytoczę tu opis tej pozycji:
   "Treść książki odnosi się do problemu aktywności twórczej dziecka, do jej stymulowania oraz do rozbudzenia dziecięcej inwencji twórczej. Autorka starała się udowodnić, że dziecko w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym potrafi wypowiedzieć się na sposób literacki. Wypowiedzi te formułuje poprzez fraszkę, zagadkę, wierszyki, haiku, wiersze białe, limeryki, wreszcie - prozę. Tematyka dziecięcych utworów bywa najczęściej zasadzona na przeżyciach dziecka związanych z wyobraźnią i zabawą oraz realiami życia.Książka zawiera przykłady wielu utworów literackich napisanych przez dzieci, wśród których Czytelnik znajdzie wiersze, zagadki, przykłady prozy oraz scenariusz do filmu.

Praca adresowana jest do nauczycieli języka polskiego, nauczania początkowego, przedszkola, nauczycieli sztuki oraz wychowawców w świetlicach szkolnych, środowiskowych i profilaktycznych. Z książki skorzystać mogą także rodzice, którzy są pierwszymi i najważniejszymi nauczycielami języka."


Nic dziwnego, że Baśnie docierają do dzieci z taką łatwością. To nie tylko czarodziejska fabuła, ale prosty, jasny i starannie opracowany przekaz sprawił, że każde dziecko odnajdzie to swoje miejsce.
Kilka opowiastek jest znanych, w końcu to klasyka. Naszym ulubionym bohaterem jest Szewczyk Dratewka, ale ja chciałam na chwilkę zatrzymać się przy tytule: "Dom". To raczej nie znana bajeczka o tym jak zwierzęta upatrzyły sobie dzban do zamieszkania. Ale jakie zwierzęta? Takie, co ze sobą nie powinny przebywać, a tu proszę - razem w ciasnym jednym naczyniu. A była to: much, komar, żaba, mysz, zając, lis i wilk. Ale kiedy pojawił się niedźwiedź zrobiło się naprawdę niebezpiecznie. Czy dobrze się ta historia skończyła? Przeczytajcie. Morał, jak z każdej mądrej baśni i tu wypłynie, wszystkim dobrze znany: że najlepiej jest mieszkać we własnym domu.
Tululu zaś to mały bochenek chleba, który uciekł babci z pieca i w świat pognał. Każdy napotkany bohater miał wielką ochotę go zjeść. Udało się to dopiero sprytnej lisicy, która pochlebstwem osiągnęła cel.
Bardzo sugestywne i malownicze opisy, dialogi oraz powtórzenia i odgłosy sprawiają, iż książeczka zachęciła nas do "wystawiania" tych baśni niejako w rzeczywistości. Przeniesienia ich na stół, krzesła, dziecięce lalki i zabawki. To są swego rodzaju gotowe scenariusze na amatorskie teatrzyki. Zachęcam do wspólnej zabawy!


"A Terenia spadała, spadała coraz niżej i niżej. Puk! O żółty piasek uderzyła. Patrzy, a tu przed nią drzwi jak do rodzinnej chaty. Och, jakby to miło siąść na przypiecku. Popchnęła drzwi raz - nie puszczają, drugi raz, coś skrzyp! - skrzypnęło, ale nadal pozostały zamknięte. Zebrała wszystkie siły i rękami jak z waty, bo do wysiłku nie nawykła - popchnęła je. Stanęły otworem, a dziewczyna fik, fik, fik przekoziołkowała z rozmachem przez próg, ale zamiast znaleźć się we własnej izbie, znalazła się wśród zielonych łąk. Ruszyła przed siebie przez piękną krainę i nagle chlup! Wlazła w błoto po kolana.
- A co to za paskudztwo?! - wykrzyknęła. - Cóż to za błocko obrzydliwe.
Nagle coś usłyszała, jakby bulgoczące słowa:
- Plusku plusk, chlupu chlup, nachyl się, Tereniu, tu - nachyliła się dziewczyna z obrzydzeniem, a to woda z zamierającego źródełka szemrała. Tak cicho i niewyraźnie, bo muł i błoto oblepiły je ze wszystkich stron. Ostatkiem sił cienka strużka wypływa ze źródła i błaga dziewczynę szeptem:
- Oczyść mniee, oczyść mniee...
-Co? Ja? A co to ja, prosię, żeby w błocku taplać! No nie! Jestem gospodarską córką, malowaną bryczką do kościoła jeżdżę. A w ogóle , to idę po skarb i nie mam czasu.
- Proszę cię, proszsz... - błagał na próżno źródło.
Ale dziewczyna już nie słuchała, odeszła, nie spojrzawszy nawet za siebie. Obmyła zabłocone nogi w rzece i ruszyła dalej."


www.skrzat.pl



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz