wtorek, 8 czerwca 2010

"DZIEŃ CZEKOLADY" Anna Onichimowska



Niezwykła książka. Nic dziwnego, że została doceniona i nagrodzona w Konkursie Literackim im. Astrid Lindgren. Bardzo ciepła, pogodna i mądra. Pomimo tego, że nie traktuje wprost o bardzo trudnych i ważnych sprawach, to dotyka tego, czego my dorośli bardzo się boimy. A mianowicie straty osoby bliskiej, pustki i samotności po niej. A tu jeden mały chłopczyk potrafił sobie z tym poradzić. Powiem Wam, że mnie zaskoczył i ujął tym bardzo. Nie zdajemy sobie sprawy jak dzielne i mądre potrafią być kilkulatki. Książka pokazuje i uczy jak cieszyć się z każdego dnia, chwili i wydarzenia. Poszczególne rozdziały odnosząc się do konkretnego stanu rzeczy w życiu bohatera, podają wskazówkę: gdzie i jak iść dalej. Dawid w czasie wielkiego smutku po śmierci siostry zyskuje przyjaciółkę Monikę. Na każdym kroku stara się spełnić jej marzenia o tańcu, nowym domu i dorosłości. Jak na prawdziwego przyjaciela przystało. Zdradza jej nawet tajemnicę kotki Zuzi, którą chłopiec uważa za wcielenie siostry. Dorośli oczywiście tego nie rozumieją. Należy więc o pomoc zwrócić się do Pożeracza Poniedziałków oraz Skoczka Czasu. Oni z pewnością zaradzą kłopotom Moniki z opieką społeczną i spełnią jej wielkie pragnienie bycia dorosłą. Przepiękna opowieść o dojrzewaniu, pierwszej miłości i szczęściu.
Nie sposób oczywiście przejść obojętnie obok cudnie kolorowych i wymownych ilustracji Anny Kaszuby-Dębskiej, dodających odpowiedniego uroku i klimatu książce. Szczerze polecam!



"- Mają mnie zabrać w poniedziałek... - oznajmiła Monika.
Siedzieliśmy w krzakach obok Zuzi. Od kiedy powiedziałem Monice, że to moja siostra, sporo czasu spędziliśmy razem.
- Ciocia powiedziała, że wkrótce przywiezie mnie tu z powrotem, ale na razie nic się nie da zrobić. Poprosiła też, żebym nie wyjeżdżała do babci.
- To może uciekniemy gdzie indziej? - zaproponowałem. Do poniedziałku był prawie tydzień.
Monika zgodziła się od razu. Zuzia chyba też, bo ruszyła za nami. Wziąłem z domu swoją skarbonkę i dwa naleśniki z serem. Mama pieliła akurat ogródek, więc krzyknąłem tylko, że wychodzę z Moniką. Monika wyniosła od siebie globus, żebyśmy się nie zgubili po drodze, spódniczkę hula i kilka jabłek.
- Dokąd się wybieracie? - dogonił nas jeszcze przed furtką głos pani Agnieszki.
- Uciekamy - przyznałem.
- Ale mam nadzieję, że wrócicie na obiad? - spytała.
- Nigdy już nie wrócimy! - zawołała Monika, złapała mnie za rękę i pobiegliśmy."

Świat Książki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz