czwartek, 5 listopada 2009

"BAŚNIE" Hans Christian Andersen

Myślę, że nie muszę opisywać baśni Andersena. Każdy przecież je zna. I starszy i młodszy. Co w nich takiego jest, że wciąż przyciągają nowych czytelników? A wydawnictwa prześcigają się w coraz to nowych, śmielszych i bardziej widocznych wznowieniach tych baśni? To niewiarygodne, ale popularność tego autora nie maleje, a wręcz przeciwnie. To chyba jakieś czary. Prawda, bo przecież te baśnie są jak najbardziej magiczne, i tak urocze i przejmujące, iż nadal pomimo tak zwariowanych i nowoczesnych czasach, w jakich teraz żyjemy nadal są na topie. A może właśnie dlatego. Brakuje nam i naszym dzieciom ciepła, spokoju, bajkowych historii. Ale jak wiadomo, nie wszystkie dobrze się kończą. Opisują też cierpienie, ból i samotność. Przecież tego nam nie brakuje, ale i dzięki temu jesteśmy pewnie bardziej skłonni do przeżywania tego co bohaterowie i łączenia się z nimi w ich emocjach. Baśnie więc wciąż skutecznie wzruszają, pobudzają wyobraźnię i ożywiają w nas opisywane obrazy. Każdy z nas na swój indywidualny sposób może odczytać i zrozumieć te opowieści. Każdego nauczą czegoś innego i coś odmiennego czytelnik wywnioskuje. Dlatego też pewnie istnieje tyle przekładów i tłumaczeń na świecie, ilu podejmie się tego pisarzy. Stąd również mam w ręku owoc takowej twórczości. Muszę przyznać, że wydawnictwo "Skrzat"postarało się by przyciągnąć uwagę potencjalnych nabywców tej lektury. Piękne i bardzo estetyczne wydanie, aż miło jest wziąć do rąk. Gruby kredowy papier, duże i wyraźne litery zachęcają młodszych do przeglądnięcia i samodzielnego czytania. A ilustracje Alicji Rybickiej magnetyzują i wciągają. Co prawda nie jest to Szancer, bo temu mistrzowi nikt nie dorówna, ale warto czasem zmienić przyzwyczajenia i upodobania, by odnaleźć coś nowego, świeżego. I tym razem bardzo udanego. Ta książka posiada jeszcze coś.c. A mianowicie bardzo ciekawe posłowie, w którym Agnieszka Sabak przedstawia postać H.C.Andersena, ale w niecodzienny sposób. W bardziej przyjaznym opisie przybliża postać pisarza jako dziecka i zwykłego człowieka, który własną ciężką pracą doszedł do tego kim został. Bo słodkiego życia to on niestety nie miał. Nadopiekuńcza mama, chroniąca go wiecznie przed prawdziwym życiem, ciężkie lata nauki chłopca nadwrażliwego i nieśmiałego oraz wiele podróży - to wszystko miało niebagatelny wpływ na ukształtowanie się osobowości bajkopisarza. Ileż odniesień można znaleźć w jego twórczości do prawdziwych wydarzeń jego biografii, tych radosnych i smutnych, tragicznych i mrocznych. Mistrzostwo Andersena polegało na ich spisaniu w taki sposób by dziecko zainteresować, rozbawić, a dorosłego zastanowić i "umoralnić". Przepiękna książka. Gratulacje! Nie pozostaje mi już więc nic innego tylko po raz setny przeczytać córci na dobranoc "Calineczkę" i pomóc jej zanurzyć się w błogim śnie o krainie baśni. Takiej w zasięgu wzroku i ręki.

"Anna Maria Andersdatter uwielbiała swojego syna. Zarówno ona jak i babcia podkreślały wyjątkowość chłopca, opowiadając mu o szlachetnie urodzonych przodkach, od których pochodzi. Matka dbała oto, by nikt go nie bił. Chłopiec dorastał w poczuciu, że jest kimś nadzwyczajnym. Zresztą swoją ekscentrycznością, marzycielstwem i wyglądem wyróżniał się wśród rówieśników. Miał długie jasne włosy, był niezwykle wysoki i chudy, lubił się stroić - mama przypinała mu do koszulki szpilkami kolorowe skrawki materiału, które "udawały" kamizelkę, pod szyją nosił wielką kokardę."


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz