wtorek, 9 marca 2010

"JAK ZAKOCHAŁEM KAŚKĘ KWIATEK" Paweł Beręsewicz

 Z wielką, jak zawsze zresztą, przyjemnością czytało mi się tę książkę. Bardzo lubię poczucie humoru i lekkie pióro pana Pawła Beręsewicza.  Ciągle szukam jego starszych i nowych książek, bo przy nich nie sposób się nie nudzić. A jest mi to potrzebne. Oderwanie się od często smętnej, szarej codzienności domowych, nudnych obowiązków. To nieprawda, ze książki o nastolatkch są tylko dla nich przeznaczone. Lubię powracać pamięcią do lat szczenięcych, łykać zdrowy optymizm i już lżej się robi na duszy. Choć ma się już  dużo, dużo więcej lat. Na pewno podrzucę tego autora moim dzieciom, kiedy dorosną na tyle, by i one mogły docenić świetne pisarstwo Pawła Beręsewicza.  Nie inaczej jest i tu w tej książce, gdzie autor ze znaną sobie dozą świetnego żartu sytuacyjnego, ironii (a nawet autoironii) oraz wartką akcją opisuje jakże ważny apekt życia każdego dorastającego ucznia. A mianowicie stan zakochania. Pół biedy kiedy zakocha się dziewczyna. Tyle jest książek na ten temat, sama to przerabiałam. Zresztą można o tym pogadać z przyjaciółkami, ale kiedy spadnie to na płeć przeciwną to dopiero kłopot. No bo skoro Jacek Karaś odkrył u siebie to uczucie względem Kaśki Kwiatek, to teraz trzeba wywołać to samo u drugiej strony. Typowo męskie myślenie. Bohater nie roztrząsa jak dziewczyna swych uczuć, tęsknot, czy łez, ale bierze się za czyn i robi wszystko by rozkochać pannę w sobie. Najpierw zimnym okiem osądza siebie, swój wygląd i wnętrze, krytycznie lustruje także "obiekt" swego zainteresowania, aby być pewnym że się to kalkuluje, po czym wyznacza konkretny cel i środki jakimi będzie się posługiwał. I tak rozpoczyna się niezła zabawa. Tym bardziej, że Jacek po prostu planuje miłość w najdrobniejszych szczegółach. Wysila mózg na precyzyjnie logiczne ułożenie ciągu wydarzeń, mających  doprowadzić Kasię prosto w ramiona cichego adoratora. Nie przewidział jednego - tego, że życia, a tym bardziej miłości, nie da się przewidzieć. Stąd pełno komicznych wpadek, zadziwiających niespodzianek, a nawet miłych rozczarowań. Autor - mężczyzna, który mógł wykorzystać także swoje doświadczenia życiowe, by cała historia była bardziej wiarygodna, użyczył z pewnością Jackowi wiele swoich cech (choć może się do tego nie przyznawać). To miało wielkie znaczenie w opisaniu chrakteru i osobowości bohatera. Tak mi się osobiście wydaje. W końcu jestem kobietą, no i myślę też  inaczej w sprawach sercowych. Dlatego też uważam, że tym bradziej należy zapoznać sie z tą lekturą i odkryć prawdziwą naturę oraz postawę płci brzydkiej wobec tego typu spraw. Bo każdy, bez wyjątku, zasmakował w szkole, pierwszego rozgrzewającego serce uczucia lub będzie mu to kiedyś w przyszłości dane. Warto wtedy wiedzieć co myśli i ma zamiar zrobić druga strona. To pomaga, choć Kaśka Kwiatek prędzej czy później i tak zakochałaby się w Jacku. Wiem, bo ja kiedyś też była młodą dziewczyną... 

"Skoro już się w tej całej Kaśce Kwiatek zakochałem, postanowiłem czegoś się o niej dowiedzieć, żeby mieć pewność, czy przypadkiem nie robię żadnego głupstwa. Zacząłem od dokładnych obserwacji i przez następne tygodnie starałem się wykorzystać każdą okazję na przyjrzenie się Kaśce. Woźny, pan Miecio, przyniósł do klasy nową ławkę i następnego dnia po swoim zabójczym wejściu Kaśka przesiadła się ode mnie na sam przód rzędu przy oknie. Nawet się ucieszyłem; po pierwsze, dlatego że to bardzo ułatwiło zerkanie, a po drugie, dłuższe przebywanie w bezpośredniej bliskości Kaśki Kwiatek było tak stresujące, że zupełnie nie mogłem się skupić. Oczywiście, prowadząc obserwacje, zachowywałem niezbędne środki ostrożności i starałem się  równo rozdzielać spojrzenia pomiędzy wszystkie przedmioty i osoby w klasie, tak aby nikt nie mógł powiedzieć, że patrzę na Kaśkę częściej niż na przykład na tył głowy Grześka albo naderwaną klamkę przy oknie. Po paru dniach udało mi się  opracować sprytną metodę operacyjną, pozwalającą odrobinę dłużej zatrzymać wzrok na pierwszej ławce pod oknem bez naruszania elementarnych zasad konspiracji. W moim wywiadowczym języku metoda ta nosiłą nazwę "spojrzenia tranzytowego". Zaczynałem od patrzenia dajmy na to na tablicę. Następnie wybierałem taki punkt, żebym, przenosząc na niego wzrok, musiał zaczepić o Kaśkę. Obracając głowę od punktu wyjściowego w stronę punktu docelowego, łapałem obserwowany obiekt (w tym przypadku Kaśkę Kwiatek) kącikiem oka i podczas całego skrętu głowy nie spuszczałem z niego wzroku. Do ostatniej chwili trzymałem się Kaśki przeciwległym kącikiem oka i dopiero wtedy przenosiłem spojrzenie na przedmiot docelowy."


2 komentarze:

  1. Mam dokładnie takie same odczucia jeśli chodzi o to czytanie przez dorosłych lit. młodzieżowej - wnosi tyle pozytywnej energii, zapału i jakiejś chęci do życia...
    Też polubiłam Beręsewicza.
    Teraz czytam "Aniołki z ulicy Śliwkowej":)
    Pozdrowienia:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej Witaj!
    Widzę, że mamy podobny gust czytelniczy, pewnie byśmy się polubiły na żywo!
    Szkoda, że w moich latach młodzieńczych nie było kogoś takiego jak Paweł Beręsewicz, ale to miliony lat świetlnych temu, więc mu wybaczam;-))))).
    Dobrze, że teraz wiem, co czytać by trochę popłakać... ze śmiechu i sie wyluzować. Polecam Ci Wielką Wyprawę Ciumków!
    pozdrówka
    iwona

    OdpowiedzUsuń