środa, 13 stycznia 2010

"KRAKÓW i okolice", "ZAKOPANE i okolice" Ewa Stadtmuller, Anna Chachulska

Mam przed sobą dwa niezwykłe dla mnie książkowe skarby, które stawiam na honorowym miejscu. Nie mówię tu tylko o regale w pokoju, bowiem te cuda rozgościły się także na dobre w mym sercu, skąd nie dam im zejść na dalszy plan jeszcze długo. Być może pozostaną tam na zawsze. Tak jak od zawsze kochałam te dwa magiczne miasta. Muszę przyznać, że sama nie wiem dlaczego darzę je tak silnym i specyficznym uczuciem, ale jest mi z tym dobrze, choć tęsknota za nimi niekiedy jest ogromna. Sięgam wówczas po mapy, przewodniki, zdjęcia i książki traktujące o Zakopanym i Krakowie. Dobrze,że teraz mam te dwie niebanalne lektury. Nie są one takie zwyczajne jakby się wydawało. To w jaki sposób opisują góry i stolicę polskiej kultury nie przypomina standartowych, suchych informacji i faktów. Nie da się bowiem piękna i prawdziwej miłości do Tatr czy Wawelu zamknąć w sztywnych ramach, tabelach, liczbach, statystykach czy spisach nazwisk i ulic. Najprawdziwszy skrzat wiedzie nas, podczas kolejnych specerów, urokliwymi uliczkami, wybrukowanymi kocimi łbami, przewodzi po nieznanych skwerach, nosiąc słowami legend i tajemnicami przez bramy, kościoły i pomniki znanych lub nieznanych jeszcze osobistości. W Tatrach wiedzie szlakami zapierającymi czystym powietrzem dech w piersi, malowniczymi dolinami, kotlinami, by pomóc w dotarciu na szczyty. Tam zaś upaja nas widokiem z wysokości, rozkochując w przepięknym krajobrazie.  Wrażenia są nie do opisania. Kto raz zazna tych emocji chce znów powrócić. Jestem tego żywym przykładem. Jednym zdaniem - książki tętnią życie, przyciągają ciekawym słowem  oraz zachwycają szatą graficzną. A najważniejsze, że zachęcają  do osobistych wędrówek. Aż chcę się wszystko rzucić w jednej chwili i wyruszyć czym prędzej, by samemu poznać i doświadczyć historii oraz wspołczesności tych miejsc. Spotkać kobiecego ducha na niepołomickim zamku, dowiedzieć się komu Jezus na obrazie w kościele św. Salwatora zrzuca z nóg złote tzrewiki. Porozmawiać z Władysławem Jagiełło o Krzyżakach oraz taternikiem - narciarzem, Bronisławem Czechem o jego przygodach. Spotkać Maćka Galicę zwanego Zwyrtała, co u samego Pana Boga grał na skrzypcach i posłuchać   najsłynniejszego muzyka Bartusia Obrochty.  Ponadto zasmakować  zakopiańskiej sztuki, nie tylko kulinarnej, ale również malunku na szkle, rzeżby i kucia żelaza. Opisane spotkania  i wielce zajmujące spacery, zachwyciły   nie tylko dzieci.  Ale i dorosłego również, a może przede wszystkim. Sprawdziłam na własnych pociechach i nas samych! Jest tyle niewiadomych, tak wiele jeszcze do odkrycia.  W końcu całe życie człowiek sie uczy i poznaje świat. A ten wokół nas jest najwspanialszy. Spróbujmy się o tym przekonać.Chciałam jeszcze skierować Waszą , moi Drodzy Goście, uwagę na autorki tych książek. Z panią Ewą Stadmuller można spotkać się na jej stronie internetowej. To bardzo sympatyczna i niezwykle "płodna literacko" przyjaciółka dzieci i młodzieży. Tworzy dla nich i dzięki nim. Zobaczcie sami : ewabaj.strefa.pl. Pani Anna Chcachulska, zaś to równie kompetentna w swej dziedzinie druga twórczyni, a mianowicie kierownik Działu Oświaty Zamku Królewskiego na Wawelu. Nic dodać nic ująć.
Nie sposób wszystkiego zmieścić w tym opisie, zresztą nie potrafiłabym i nawet się nie staram. Chciałam tylko, tym bardzo nieudolnym, ale szczerym i gorącym przekazem, zatlić małą iskierkę ciekawości i sympatii do miast tak drogich mojej skromnej osobie. Powiedzieć : "Polecam" to za mało. Ale nie potrafię inaczej.


"Jakby nie patrzeć- głowa głowie nierówna. I żeby nakrycie siedziało na niej jak trzeba, musi być dopasowane. Kapelusz powstaje z jednego, pracowicie uformowanego, kawałka materiału - w tym przypadku filcu. Musi być tak twardy, aby przy żadnej pogodzie nie tracił fasonu. Jego ozdobą są umieszczone wokół ronda muszelki i oczywiście pióro. Zawsze ciekawiło mnie, dlaczego górale żyjący tak daleko od morza wymyślili sobie, żeby dekorować kapelusz muszelkami. Spytałem o to zananą w Zakopanem specjalistkę od stroju góralskiego - panią Stanisławę Łukaszczyk i wiecie, czego się dowiedziałem? Wyobraźcie sobie, że przed wiekami muszelki były jak monety - można było nimi płacić! Mieszkańcy Podhala przywozili je znad Morza Czarnego, a liczba muszelek na kapeluszu świadczyła o zamożności właściciela.. Nie jest to bynajmniej jedyna rzecz, jakiej można się było dowiedzieć o góralu, patrząc na jego nakrycie głowy. Następne źródło informacji dla wtajemniczonych to pióro - jeśli zwykłe indycze - to znaczy, że właściciel kapelusza dalej niż do kurnika nie podróżował, jeśli piękne orle z kitą i srebrną okuwką - to zupenie inna rozmowa. Wiadomo, że z piórem u kapelusza chodzili kawalerowie, ale każda panna na wydaniu patrzyła pilnie po której stronie ono jest - jeśli po prawej - mozna przyjrzeć się chłopakowi bliżej, jeśli po lewej, "baciarskiej", lepiej od razu dać sobie spokój, bo to znak, że ma się przed sobą lekkoducha, któremu ożenek jeszcze nie w głowie."


"Wspaniały to był profesor -
wielkie serce, mądra glowa.
Dziś patronem jest studentów
(i to nie tylko z Krakowa).

Jan Kanty, bo nim mowa, był jednym z najlepiej wykształconych ludzi swej epoki. Przez 55 lat wykładał na Akademii Krakowskiej. W pamięci potomnych zapisał się jako człowiek pracowity jak mrówka i dobry jak anioł. Kochali go studenci, których nieraz wspomagał groszem i dobrym słowem, szanowali profesorowie za ogromną wiedzę i jeszcze większą skromność, kłaniali się nisko krakowscy biedacy, o których nigdy nie zapominał. Na obrazach przedstawiany jest zazwyczaj z rozbitym dzbanem. Dlaczego? Ano posluchajcie...
Niebo zaczynało już jaśniej na wschodzi, gdzy ksiądz profesor zdmuchnął kaganek. Wieczorem siadł do przepisywania uczonych pism, ale nie mógł dokończyć pracy, bo co rusz ktoś pukał do drzwi. A to młody bakałarz - dawny jego uczeń wybrał się w odwiedziny, a to strażnicy miejscy, srodze zmarznięci, zobaczywszy światło w oknie, weszli,  żeby się trochę ogrzać... A tu rękopis ledwie rozpoczęty na stole leży, pióro zaostrzone, kałamarz napełniony... Pora, nie pora - pracę skończyć trzeba.
Nad ranem ksiądz Jan wyprostował zgarbione plecy. Oczy piekły go nieznośnie, za to cztery spore arkusze zapełnione drobnym, czytelnym pismem można było zabrać na uczelnię. Pewnie znowu pożyczą je żacy, aby notatki porobić. Kto wie, czy oddadzą... "Nie szkoda się tak męczyć?" - pytają czasem koledzy wykładowcy. "Nie lepiej skrybę zatrudnić, a spisane teksty w szafie pod kluczem trzymać? Czy to te basałyki docenią? Ślęczeć będą nad pożyczonymi od księdza pismami, z rąk do rąk będą je sobie przekazywać, a nie daj Bóg rozedrze który cenny rękopis albo polami, a ksiądz profesor znów będzie nad nowymi kopiami po nocach siedział!" "Po to właśnie jestem" - odpowie im jak zwykle, a oni pokiwają głowami, myśląc sobie w duchu: "Tego to już nikt nie zmieni".
Ksiądz Jan w pospiechu narzuca płaszcz. O szóstej odmawia mszę w kościele św. Anny - musi wyjść z domu, zanim odezwą się dzwony.
Po oblodzonym bruku krakowskiej uliczki hula wiatr. Kto nie musi, nie wychyla nosa. Wtem gdzieś z oddali słychać kroki, a raczej drobne kroczki. To dziewczyna opatulona wełnianą chustą. Widać, że i jej śpieszno, bo prawie biegnie, stukając drewniakami. Oj, poślizgnęła się na oblodzonej drodze i leży! Chyba się potłukła. Gorące łzy kapią na połatany fartuszek i białą kałużę mleka. Zgrabiałe z  zimna ręce niezdarnie zgarniają potłuczone skorupy rozbitego dzbanka. Co powie gospodyni? A jeśli zwolni ze służby? Mała wychudzona postać aż się kuli, przygnieciona nieszczęściem.
Siwy ksiądz w czarnym płaszczu przyklęka obok. Jest zakłopotany. Z jakąż radością oddałby temu dziecku ostatni grosz... Niestety obie kieszenie są puste... "Panie Boże - modli się w duchu - ja wiem, że to tylko rozlane mleko...".
Zapłakana dziewczynka wyciera rękawem oczy, chce wstać. Nagle...to chyba jakieś czary! Obok niej stoi na ulicy dzbanek z mlekiem. Caluśki! Nawet nie ubity! "Idź już - słyszy - i uważaj na siebie". Czyżby śniła? Nie, wyraźnie słyszy dzwony na pierwszą mszę. Uszczęśliwiona, ściska odzyskany dzbanek. Tylko czemu ten ksiądz tak szybko odszedł? Może śpieszył się do swoich obowiązków? A może nie chiał, aby ktokolwiek zobaczył, że uczynił cud?"

http://www.skrzat.pl/


1 komentarz:

  1. Witam,

    zapraszam do udziału w akcji 52ksiazki.pl. Zapraszamy do współpracy i kontaktu.

    ps. komentarz spokojnie można usunąć - po prostu chciałem się jakoś skontaktować :)

    pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń